2007-03-30

Farewell, this was my last day on Plantacja, I have been working here since over two years and I've learn a lot, how to manage software project, and a lot more how to not.
Na Plantacji jest taki debilny i pretensjonalny IMHO zwyczaj wysyłania listu pożegnalnego jak odchodzi się z roboty.
Najśmieszniejsze są listy misiów z centrali w Stolycy, jeden taki zapraszał na lampkę, to się zapytałem która z dwóch miejscowych lokacji.
Ale do rzeczy - nie, nie pierdolnąłem papierami, od przyszłego miesiąca nadejdą Hunowie i zaprowadzą Hunowe porządki.
No to nadszedł czas zaklejenia na karcie chipowej logo właściciela Plantacji, bo Plantacja ma innego (w tym innym tylko 50% jest poprzedniego) i loga już nie można używać, po prostu proszę siadać.
Plotki głoszą, że zmiany mogą być duże, może nawet urealnienie zarobków (ta, prędzej w dół), a może być tak, że ze względu na doświadczenie w Projekcie Absurdalnym (w końcu siedzę w tym gównie prawie od początku) zostaną jako wsparcie dla ćwierćkompetentnych GKO, ale wtedy będę wypierdalał, w ten czy inny sposób.

Etykiety:

2007-03-24

Naszła mnie nostalgia - przypadkowo trafiłem na stronę o Amidze, że Amiga jeszcze dycha to wiedziałem, ale nie wiedziałem, że aż tak.
No i wyklikałem sobie gierki, w które grałem: absolutny hicior - Syndykat, Dune, Dune II, Wing Commander, Frontier - a tego akurat nie ma opisanego, dziwne, Cywilizacja - tej też nie ma, przy jej intrze odrabiałem zadania z matematyki, akurat mieliśmy dzielenie wielomianów, pamiętam, bo intro się wlokło, Mortal Kombat 1 i 2, które chodziło konkretnie, North & South, Worms, Alien Breed Tower Assault - to mnie maksymalnie wkurwiło, bo miałem A500/1MB i nie wszystko działało, a jak kiedyś pojechałem po bandzie i skombinowałem fajną giwerę, to system zapisu gry mi ją zabrał.
Łezka się w oku kręci, zarówno na widok wyglądu tamtych gier, jak i na wspomnienie szczenięcych chwil, które się przy nich spędziło.
dorzut

2007-03-22

Kolejne perełki, byłem tak przywalony nimi, że nie zapamiętałem wszystkich.
Absolutny hicior: jesteśmy młodzi (czyli raptem rok albo kilka przed 30), i tutaj możemy się nauczyć czegoś, co zostanie nam do końca naszej kariery zawodowej, nie na przykład Javy, bo za 5, 10 lat może jej nie być, tylko Procesu, przez wielkie P, i to będzie nasz kapitał.
No Proces to jest Waterfall, z okazjonalnymi wstawkami programowania ekstremalnego - czyli jak się ma jakiś pomysł, to GKO go upierdalają, natomiast jak się zgłosi błąd, to można wpakować w kod cokolwiek się chce, i nikomu to nie przeszkadza, taki use case z EP. Czasem zdarza się nawet programowanie w parach, jak coś jest maksymalnie zjebane i samodzielnie nie udaje się znaleźć błędu. Ale to w sytuacjach ekstremalnych.
No więc jak się nauczymy to perfekcyjnie stosować, to to będzie nasz kapitał do końca życia.
Ja jak tylko wypierdolę z plantacji, kupię se drucianą szczotkę do mózgu i dokładnie wyczyszczę wszystkie tego typu pierdoły.
A, klu jest takie, że oberszefem był gościu nazwijmy go SZ jak Szczęście.
On był takim oberszefem, że jak padało jego nazwisko przez telefon, to człowiek miał siedzieć na baczność.
I szef plantacji rozmawiał z SZ, i SZ powiedział, że ten proces mają także stosować GKO w lokacji, z którą współpracujemy, jakoś im się to nie zdarzyło przez prawie dwa lata. Na wieść o nadejściu Hunów SZ się ewakuował, i teraz się zastanawiam: dlaczego kurwa na baczność, skoro cała lokacja go olała (chociaż bardziej prawdopodobne, że to o stosowaniu procesu przez GKO to bulszit, i Proces jest tylko dla Murzynów).
A i przez to, że mamy ślepo stosować Proces, to nabierzemy szacunku dla naszej pracy, i będziemy z niej dumni. Ikurwacojeszcze, pies z kulawą nogą nie szanuje mojej pracy, to dlaczego ja mam ją szanować?
Jeszcze jutro i weekend.

Etykiety:

2007-03-21

Stwierdziłem, że zanim zacznę się bawić HoI2:DD z pościąganymi z netu zdjęciami jednostek, to wyprodukuję się na temat wczorajszego zjebrania.
Czas jakiś temu było wielkie spotkanie, na którym mieliśmy wysłowić się, dlaczego nasi koledzy odchodzą, no i się skończyło.
Potem było takie samo spotkanie dla testerów, którym zajedno co testują, i którzy nie odchodzą, a jeszcze później dla szefów sekcji. I jeszcze później, i jeszcze.
Spotykali się trzy dni, żeby udowodnić nam, że jesteśmy wielbłądami, no i wykombinowali.
Efekty zostały przedstawione wczoraj, było ponaddwugodzinne, na którym wypowiedziane zostało wiele złotych myśli.
Brał w nim udział szef, i szef szefa, to znaczy szef całej plantacji (dziwnym nie jest, jak nastaną Hunowe porządki znowu zostanie szefem mojego szefa, przynajmniej na papierze, i szefem Projektu Absurdalnego, więc utrzymanie idealnej śliskości wymaga, aby projekt jakoś się toczył i nie wyrzucał z siebie gówna tak, aby Hunowie mogli je zobaczyć).
No i było. Mieliśmy na przykład postulat, aby przestać współpracować z GKO, bo nie ma przepływu wiedzy, oni robią co chcą a nas zmusza się do trzymania się waterfalla (tutaj akurat zamiast wody leci złoty deszcz), a i tak developement jest sterowany gównem.
No i odpowiedź jest taka, żeby nie bić GKO, bo oni nie wiedzą, co się stanie z ich lokacją i mają prawo być zdenerwowani - dziwnym kurwa nie jest, jakby robili od początku porządnie, to lokacja by się utrzymała, a tak to pewnie się utrzyma, bo my nie mamy wiedzy, a P.A. zajebany nie zostanie, ale co się naboją to ich.
Dodatkowo - GKO będą przyjeżdżać na plantację na workshopy, żeby przekazać nam wiedzę, czyli coś idealnie przeciwnego, niż byśmy chcieli.
Inne złote myśli to to, żebyśmy nie odchodzili, bo do tej pory to nasze płace dyktował Pan EF jak fryzjer, a od za niedługo plus jakiś czas na przyjęcie hunowych porządków to będziemy pracowali w światowej (pardąsik, Światowej, przez Wielkie Ś) Firmie, i będą Światowe płace, Światowe szkolenia (z tych potrzebnych do projektu, no ja pierdolę, przetwarzać .csv to nie jest rocket science i do tego nie trzeba szkoleń) i Światowe Benefity (cokolwiek by to nie znaczyło, prawdopodobnie dofinansowanie obiadów, podstawowe prywatne ubezpieczenie medyczne i jakieś orzeszki na dofinansowanie aktywności sportowej). Ja się tylko zastanawiam, czy firem która była właścicielką plantacji, zatrudniała kilkaset tysięcy osób nie była przypadkiem na światowym poziomie. No to ja nadal mam Pana EF jak fryzjera podpisanego na mojej umowie o pracę, co oznacza, jak dla mnie, że nadal moja pensja będzie ustalana przez Pana EF, i Hunom chuj do tego.
O, był też piękny kawałek na temat, jakich ludzi przyjmuje się do roboty na plantacji - jak jesteś dobry technicznie, to możesz zostać sekcyjnym, albo szefem sekcyjnego. Ale jak masz Pasję, to możesz zostać nawet szefem plantacji (mwahahaha), więc przyjmowani się ci z Pasją, nawet jeżeli niekoniecznie są dobrzy technicznie. no zajebiste podejście, najlepiej by było zrobić załogę z samych Pracowników z Pasją, Którzy Kiedyś Będą Szefami Plantacji, tylko kto będzie robił techniczne rzeczy, gdzie liczy się technika a nie Pasja?
I co mają zrobić techniczni, którzy nie chcą być sekcyjnymi, szefami sekcyjnych, a tylko jeszcze lepszymi technicznymi, jak podpisany? Zapewne wypierdalać, do czego się niniejszym przygotowuję.
I tym optymistycznym akcentem - dobranoc Państwu.

Etykiety:

2007-03-16

Ehh, dzisiaj było śmiesznie. Szefowie sąsiednich sekcji dowiedzieli się o blogu, który należy do kolegi, który położył papiery jakiś czas temu.
Dowiedzieli się jakoś o istnieniu tego bloga, ale z dokładnością do adresu, i kolega biurko obok miał telefon, czy aby przypadkiem nie zna, albo ktoś z nas w pokoju nie zna.
Nie znaliśmy, co za niefart.

Etykiety:

2007-03-14

Dzisiaj murzyńskość lokacji i międzynarodowość środowiska określiły nowe standardy.
W listopadzie przyszło od GKO, że może bym napisał jeszcze takie coś, o takie malutkie.
Przeczytałem, naszkicowałem w mailu, jak to zaprogramuję, wysłałem do wszystkich potencjalnie zainteresowanych, o których wiedziałem.
Oczywiście nikt nie odpowiedział, bo po co.
Po 3 miesiącach przyszło, że to co zaprogramowałem jest złe, i mam to zrobić inaczej, zrobiłem.
Ficzer poszedł do testów, i co? Nie działa, bo GKO zjebali, jak zwykle.
Po długiej inwestygacji wymyślili rozwiązanie, które było porządne, zostało szybko napisane i poszło, ale jak łatwo się domyśleć, waliło się dalej. Zaczęli inwestygować mocniej.
W końcu zinwestygowali - połowa tego co napisałem jest do wyjebania, bo ficzer miał wyglądać całkiem inaczej, i dlatego to moja wina, i mam to przeprogramować.
Najbezczelniejsza zmiana reguł podczas gry jaką widziałem od dwóch lat, chyba będę się musiał przyzwyczaić do garnituru przez jakiś czas.
A cud się zdarzył, i najprawdopodobniej Projekt Absurdalny do piachu nie pójdzie, bo hunowy tool taki rozbudowany nie jest, więc będzie współpracował z PA.
Z garniturem jest fajna sprawa, bo testerzy nie mogli mnie poznać, ryj jakiś znajomy, ale nie wiadomo było do końca kogo.

2007-03-12

Dzisiaj polazłem do roboty w garniturze.
Z weselszych rzeczy było:
Wyglądasz jakoś inaczej ... jakbyś kierował tramwajem.
Mi tam nie przeszkadza, ale nie kręć się w tym garniturze po budynku.
Z założenia garnituru nic nie wyszło, ale trening jest cenny, jeszcze sobie trochę potrenuję, a i wesoło mogłoby być przyłazić co jakiś czas do roboty w garniturze aby managos nie czuli się jakoś straszliwie pewnie.

Etykiety:

2007-03-07

Jest dopiero środa, a już wiadomo, że tydzień jest popierdolony.
Projekt Absurdalny osiąga kolejne tomb^Wmilestony, do testów weszła nowa edycja.
Semikompetentni GKO programiści wyemitowali jakiś sporawy kawał kodu, który jest tak zjebany, ze głowa mała.
W poniedziałek miałem urlop, we wtorek też, ale mnie ściągnęli. Był krytyczny błąd, zgłoszony na mnie, ale okazało się, że jednak nie. Dzisiaj wylądował kolejny krytyczny błąd, ale też nie na mnie, poszedł znowu za Nysę, chociaż ja mam tam malutką rzecz do poprawienia, ale zanim oni poprawiąswoje, powinno już wszyściutko banglać. Do kompletu przyszedł jeszcze jeden poważny, też bym go chętnie odjebał w tę samą stronę, ale głupia cipa która go zaprogramowała wyjojczyła, że załatam go jednak ja. Godzina roboty i załatany, ale lasencja ma przejebane.
Reasumując byłem prawie kuloodporny, ale z wentylatora leciało gówno, więc jak zwykle trochę się przykleiło.
A w poniedziałek przylezę do roboty w garniaku, albo przynajmniej w dżinsach (będę cierpiał), koszuli i marynarce, będzie kwas.

Etykiety:

2007-03-05

Mój antyczny Palm IIIc przeniósł się po półtoramiesięcznej agonii do krainy wiecznie podłączonych palmów po lobotomii - w ciągu 2 dni padły mu baterie do poziomu skasowania pamięci. Lista rzeczy które tam była jest długa i poprzetykana kurwami.
Z innych mało wesołych rzeczy, to właśnie policzyłem PITolenie. Muszę jeszcze dopłacić temu zasranemu państwu.

2007-03-01

Życzenia dla Pana Motorniczego tramwaju numer 20. Pan Motorniczy najpierw poczekał, aż spacerkiem podejdę na 20 metrów do tramwaju, potem zadryndał i zamknął drzwi, ale nie zgasił guzików i stał dalej. Odbiłem od kursu na drzwi i szedłem na przystanek, ale skoro nie odjeżdżał, to pomyślałem, że zamknął drzwi bo mu zimno, to podszedłem, nacisnąłem guzik, drzwi się otwarły.
Otwarły do połowy, guzik zgasł, drzwi się zamknęły, tramwaj odjechał, w deszczu.
Życzenia chuja w dupę dla Pana Motorniczego.
W robocie jak zwykle.
Przyszedł mail od wysokiego zarządu, że efekt Projektu Absurdalnego nawet się spodobał (równolegle się dowiedziałem, że release'u nad który siedziałem dwa lata temu pół miesiąca nadgodzin nikt nie kupił :>), i zostaliśmy jak zwykle obsmyrani pytami przez szczeble zarządu.
Przy okazji dowiedziałem się, że projekt był uważany za najgorszy w całej firmie (dziwnym nie jest), i teraz coś z niego wychodzi, ale rekordem było stwierdzenie, że pracujemy przy ciekawym projekcie, przy którym możemy się wiele nauczyć.
Kurwa, ja się wstydzę o nim opowiadać - co robisz od prawie dwóch lat? - piszę binarkę, która kopiuje pliki z miejsca na miejsce. -ile linii kodu ona ma? - 30kloców.
Dzień po spotkaniu motywującym, ostatniego dnia siedmiodniowej promocji kolejny kolega położył papier, tak na oko to 1/6 teamu dev odeszła w ciągu 2 miesięcy.
Spotkanie też było śmieszne - najpierw krótka prezentacja, powiedziałem, w której sekcji pracuję, i że nie mam żadnych oczekiwań względem tego spotkania, oprócz obiadu.
Potem było gadanie, obiad, a raczej lancz - talerz, na nim plaster mięsa, pod nim chyba jeden ziemniak, dookoła 6 brukselek.
Następnego dnia mieli podobne spotkanie testerzy, chyba z rozpędu, bo od nich ludzie nie spierdalają, i teraz naczalstwo opracowuje wyniki.
Z chujowych rzeczy wyszło, że średnia płac jest porównywalna z resztą firmy, więc z podwyżek nici.
Będzie jak zwykle - wyjdzie, że jesteśmy bandą niedouczonych malkontentów, a projekt jest zajebisty, o tu, tu jest list od managerów szefostwa.
A, przypomniało mi się jeszcze, co z deltą: zaprogramowałem, i okazało się, że skrypt zapodany przez GKO po prostu nie działa tak, jak mu się wydawało. W sumie to nie działa w ogóle w sytuacji, w której on chciał, żeby działał.
No to ów GKO sprawdził, jakiego shita podesłał, dopiero tydzień po wysłaniu skryptu sprawdził, co wysłał.

Etykiety: