2007-07-29

Jest sobie książka, "Diuna" Franka Herberta (zajebista, jedna z najlepszych jakie w życiu czytałem) a w niej jest jeden mało wyeksponowany wątek - baron Vladimir Harkonnen ustanawia jako gubernatora na Arrakis Rabbana. Haczyk jest taki, że na Arrakis trwa wojna podajazdowa z Fremenami i Harkonnenowie dość mocno tracą ludzi. Równocześnie Arrakis jest źródłem Melanżu, bardzo ważnej i dużo wartej substancji, więc jakikolwiek spadek dostaw zostanie zauważony, a odpowiedzialny za ów spadek surowo ukarany.
Oczywiście tym kimś będzie Rabban, który zaraz po nominacji został pozbawiony wsparcia z Giedi Prime i zaczął przegrywać z rzeczywistością, a po Rabbanie na Arrakis ma rządzić Feyd Rautha, ulubiony potencjalny następca Vladimira, który otrzyma również wszelkie wsparcie aby zaprowadzić porządek na Diunie. Taki przynajmniej jest plan.
I pomyśleć, że jest to książka napisana w latach 60tych ubiegłego stulecia.
A teraz czekam na kolekcjonerskie wydanie "Dzieci Diuny" Rebisu.

2007-07-26

Mam doskonałą okazję, aby pokazać co mnie wpierdziela na różnych wuwu - flasz, szczególnie w intrach.
W Adblocku mam wyblokowane wszystkie swf, tylko kilka stron jest na białej liście - biała lista Adblocka to największa cienizna tego rozszerzenia, ale nie udało mi się tego rozpracować, za mocno siedzi wewnątrz bebechów FF.
Fabryka Słów zrobiła se nową lepszą stronę wuwu: http://www.fabryka.pl/introtator.html.
Zgadnijcie, co widać, gdy się ma wyłączonego flasza - podpowiem - gówno widać, ciemność widać, nawet zasranego "pomiń intro", które jest widoczne w samym flaszu.
Syf i zgnilizna, wpierdalające na maksa.
Sklepy ynternetowe zrobione we flaszu litościwie pominę, też żenada na maksa.
dorzut
No, udało się. W ramach urlopu i przygotowania do nowej roboty musiałem zrobić badania, że jestem zdolny do wszystkiego.
Zadzwoniłem do ośrodka zdrowia, gdzie nowa korpo mnie skierowała, fajnie, blisko domu, umówiłem się na 8 rano.
Dziękujemy, badania będą w ośrodku kooperującym, po drugiej stronie miasta, do widzenia.
Eeee, mać, muszę wstać o 6 rano żeby tam dotrzeć, od samego tego wstania można być chorym, ale cóż.
Komórkę wpiąłem do ładowania, mam zwaloną i jak się ładuje, to nic innego nie robi, ale trzymam ją ze względu na moje fanaberie dotyczące klawiatury. Konsultacja z mapami w goglach, spoko, bez przesiadek spod domu, tyle dobrze.

Nadszedł dzień badania, zwlokłem się z wyra, prysznic, brak śniadania, bo badanie krwi (wiedziałem z wcześniejszych badań, jakoś przypadkiem nikt nie informuje), włączyłem komórę, 2 wiadomości na poczcie głosowej.
Niestety, nie na 8 tylko na 11, bo coś się popierdzieliło.
Rozebrałem się, poszedłem spać, wstałem, pojechałem, przychodnia jakoś działa od niecałych 2 miesięcy, chaos straszny, zrobiłem badania, dostałem papier że mogę.
No to mnie tknęło - badania na prawo jazdy, poprzednie się skończyło pięć lat temu, to jakoś tak można by było se nowe zrobić, na przeprowadzkę.
Myślałem o tym wcześniej i nawet zrobiłem wywiad: korpo medyczne suportowane przez Plantację, nazwijmy je L, śpiewało IIRC 160. Nowe korpo medyczne, nazwijmy je dla porządku M, zaśpiewało 170.
Przychodnia powiedziała 60, to ok, poniedziałek po południu, do widzenia.

W poniedziałek jak zwykle, po 12 włączyłem komórę, a co, mam urlop, ładowała się, bo bateria coś nietentego, i mam wiadomość na poczcie, że dzisiaj nie, bo pani doktór nie może, dodzwoniłem się, rejestracja na środę.
W środę poszedłem, drogę już znałem, załatwiłem, wyszło fajnie - stówa do przodu, i jedno kłucie w żyłę, bo OB z badań do pracy, tylko glukozę musiałem zrobić takim śmiesznym glukometrem, cukrzycy to jednak mają przewalone.

I nadszedł czas wyprawy po nowy dowód, bo optymistyczne wyliczenia, że dostaniemy mieszkanie szybko (znaczy się w tym roku) i podpiszę akt notarialny na starym dowodzie zostały nieoptymistycznie zweryfikowane, a sam dowód wziął i wypadł z okładki.
Poszedłem, wniosek szczęśliwie udało się ściągnąć z netu, wypełniłem i wydrukowałem (ciekawe czy automacikowi uda się zeskanować podpis).
Było śmiesznie - kasę na konto UM we Wrocku, natomiast mój dowód będzie robiony w moim rodzinnym mieście, bo tam miałem ostatnie stałe zameldowanie. Kul.
I dwa zdjęcia.
Zdjęcia to fajna rzecz - płytka z dwoma zdjęciami kosztowała mnie 6 pln. Płytka bez niczego kosztuje +- 1 pln, 2 zdjęcia po 2 mega chodzą za piątala, czyli mega za 1.25 złotego.
Strach pomyśleć, ile kosztowałaby przy takim przeliczniku płytka pełna: 700 * 1.25 = 875 zł, lepiej niż większość gierek, a DVD to aż boję się liczyć.

System robienia dowodu i prawka też powala - zrobić zdjęcie cyfrowe (bo szybciej i łatwiej dla fotografa i klienta), odbitki, potem odbitki do urzędu, potem zostanie zeskanowane i władowane na kartę. Bardzo inteligentnie, dzień dobry pixelozo na oprawkach okularów, gdy 3.5x4.5 cm zostanie zeskanowane do rozmiarów paznokcia.
No to zaniosłem papiery, wziąłem numerek, przeczekałem te 60 osób, nie wiem ile czasu, idę do okienka, a tam - nie, to nie tutaj, dowód zamiejscowy, pokój 255, bez kolejki, dziękuję. Dziękuję.
Poszedłem, załatwiłem, dostałem papier, że chcę nowy dowód, za półtora miesiąca. Za kilka miesięcy będzie nowy dowód, bo nowy adres.
Zastanawiam się, po jakiego damskiego chuja w dowodzie jest pierdolony adres zamieszkania?
Kiedyś była wojna całego świata z komunizmem i byliśmy po złej stronie, więc komunizmowi dowód, a raczej obowiązek meldunkowy był potrzebny żeby w razie czego albo delikwenta znaleźć, albo się było do czego przypierdolić - meldowanie się na pobyt czasowy dłuższy niż 2 dni to bezsens podobny do Święta Flagi Narodowej (widać tradycja robienia głupich rzeczy to cecha ogólna).
A teraz jest Wojna z Terroryzmem, więc Ojczyzna musi wiedzieć, gdzie są jej dziatki.
Dzisiaj poszedłem z papierem z badania na prawko, zdjęcie i tak dalej. Z tym tak dalej nie było fajnie - ściągnąłem wniosek z netu, ale próba drukowania wyszła niepomyślnie, bo wniosek ma być 1:1, żadne przeskalowywanie, ale moja drukarka takiego pola wydruku nie ma, ciekawe jakie drukarki mają, bo na stronie było, że niektóre laserowe też mogą tego nie wyrabiać.
Poszedłem, wypełniłem wniosek, zabuliłem, pani w okienku się zacięła na dowodzie i załącznikach - karteczce która mówi, że nie mieszkam tam, gdzie dowód twierdzi, że mieszkam (fajna rzecz do kontaktów z bankami), i drugiej karteczce która mówi,gdzie mieszkam rzeczywiście.
Bo karteczki to nie dokumenty, tylko zaświadczenia, ważne dwa miesiące - nigdzie na karteczkach tego nie ma napisanego, interesujące - nie mieszkam, 2 miesiące i co? Znowu zaczynam mieszkać?albo drugie zaświadczenie, które mówi gdzie mieszkam do końca roku jest ważne dwa miesiące licząc od roku wstecz.
A żeby być hardkorowym bezdomnym zgodnie z prawem to trzeba co 2 miechy brać zaświadczenie ze wszystkich miejsc stałego pobytu że się tam nie mieszka?
Największy problem był, że karteczka która mówiła gdzie mieszkam miała napisane, że mieszkam tam, gdzie karteczka która mówiła, że nie mieszkam mówiła, że nie mieszkam, a obie były starsze niż 2 miesiące.
Sytuację nieco ratował fakt, że karteczka od mieszkania została wyprodukowana w tym samym urzędzie miejskim, w którym składałem papiery na prawko, więc nieszczególnie było mnie jak spuścić po brzytwie, ale zostałem wysłany na przesłuchanie.
Poszedłem i na przesłuchaniu musiałem podpisać protokół, że nie mieszkam tam gdzie nie mieszkam (tak jak mówi karteczka że nie mieszkam) a mieszkam tam gdzie mieszkam (tak jam mówi karteczka która mówi, że mieszkam).
No po prostu miejsce zameldowania to jakaś zajebiście ważna część prawa jazdy.

A na koniec kupiłem se trzeciego Blacksada, będę musiał skonfrontować z poprzednimi, bo wydaje mi się nieco słabszy warsztatowo, ale i tak wypas.

2007-07-22

Dzisiaj będzie inaczej i o czymś zupełnie innym, bo mam urlop i nieróbstwem ładuję się do nowej roboty.
26 osób zginęło, może więcej.
W czasie powrotu z pielgrzymki, wszystko wskazuje na to, że z powodu głupoty.
W ciągu jednego dnia w Polsce statystycznie umiera, między innymi: Za nich nikt nie ogłosi żałoby narodowej.

2007-07-16

W końcu zrozumiałem. Zrozumiałem dlaczego GKO developerzy robią tak koszmarnie zjebany soft.
Wystarczy przyjąć aksjomat "Developer który zrobił dany kawałek jest nieomylny".
Tak po prostu, taki w 90% błędny aksjomat, i tyle.
To prowadzi do totalnego ślepego brnięcia i łatania walącego się softu gumą do żucia, sznurkiem i taśmą klejącą, bo gościu był nieomylny i koniec.
To wyjaśnia na przykład dlaczego gdy napisałem, że string ma być AB_CD, a GKO mieli ABC_D, to oni nie zgłosili pomysłu, że może bym się dostosował a oni mieliby mniej roboty. Nie, po prostu uznali, że jest wyryte w kamieniu i zaczęli kombinować po swojej stronie. Jak dla mnie - niepojęte, ale zgodne z Panem Ockhamem i jego Razorem.
Ta hipoteza, jakkolwiek przerażająca opisywaną bezrefleksyjnością, wyjaśnia wszystko - brak uwag podczas przypadkowego bądź nie obejrzenia kodu, brak wniosków racjonalizatorskich na temat oczywistych bezsensów i często przewrażliwienie na temat swojego kodu (bo w końcu nieomylnym developerem jest ON).
Poza developerką to są bardzo fajni goście, można z nimi pogadać, napić się i te sprawy, tylko niech oni nie programują.
Niestety jest to czysto akademickie spostrzeżenie, gdyż nie mam pojęcia, jak tę wiedzę można przełożyć na zmuszenie GKO do robienia porządnego kodu inaczej niż przez zgłaszanie błędów.
Miałem sytuację, gdy w nowym kawałku cegły który używał GKO API owo API nie działało jak GKO oczekiwali. Spokojnie i z premedytacją zostawiłem niedziałające i czekałem na błąd, żeby go zepchnąć na nich. GDy powiedziałem, że zamiast kleić gumą do żucia powinni zrobić porządnie, i co by było, gdyby nie łyknęli cegły, GKO powiedział że ok, i dalej dosztukowywał. Jak wiadomo najtrwalsze są prowizorki.
Życzę im szczęścia.

Etykiety:

2007-07-09

pvek.org się posypał, więc zapodaję tutaj obrazek, który może sporo wyjaśnić:

(Jakiś siarski system wklejania obrazków, musiałbym dać img src z zewnątrz, żeby było ok, może jak pvek zacznie znowu działać.)

2007-07-06

Dzisiaj towarzystwo zauważyło niniejszą stronę, jak - pozostanie dla mnie zagadką.
Rozległy się hihry, ale udawałem głupa, ciekawe kiedy ta wiedza dotrze z pierwszego piętra na parter, stawiam (ale nie tęsknię) na przyszły tydzień, gdy ja będę sprzedawał cegłę.
Sprawa sprzedaży wygląda tak - dwa lata temu w ramach zwiększania wagi Plantacji w Projekcie Absurdalnym dostałem kawałek kodu, który przerastał GKO. Mnie szczerze mówiąc też przez jakiś czas przerastał, bo był zrobiony dokładnie w poprzek wszystkiego, czego się nauczyłem o programowaniu oprócz składni języka, bo inaczej by się nie kompilował.
Do czasu aż go nie przepisałem w chyba w 95% były jakieś problemy, teraz raczej nie ma, ale w związku z moim położeniem papierów i egzotycznym języku C++ w którym cegła jest napisana powstał pomysł oddania cegły GKO za Nysą.
Sam proces oddawania też wyglądał nieźle: szefowa mojego szefa z moim szefem wszystko uzgodnili (akurat w sprawie spuszczenia cegły z krzyża wszyscy są zgodni), i zadzwonili do szefa GKO developerów.
Szef GKO developerów zadzwonił do swojego manago.
Jego manago zadzwonił do naszego GKO manago.
Lokalny ekonom zapytał się szefowej szefa, kółeczko się zamknęło, i dlatego wp rzyszłym tygodniu jadę powiedzieć za Nysą "Kup Pan cegłę", i wszyscy będą zadowoleni, a ja dostanę delegację i ekwiwalent za urlop.
Tylko trochę mi szkoda biednego pelikana, który tę cegłę łyknie, bo to nawet fajny gościu.

Etykiety:

2007-07-04

Drugi Exodus nastał, albo coś.
Okazało się, że spadają jeszcze dwie inne osoby, pewnie kilka kolejnych jest w drodze, nie developerzy, jak było na początku roku, ale także testerzy, to nowość.
Z bliżej niewyjaśnionego powodu było kolejne spotkanie z HR, na którym, tym razem w tajemnicy i tylko wybranym obecnym powtórzono, że podwyżek w tym roku nie będzie, a 1 kwietnia to wiadomo co jest. I podzielono się efektami badań rynku - w skrócie - pod średnią, jakby powiedzieli półekonomom jak ściemniać Murzynom, to by coś wynieśli, a tak to kicha.
Najśmieszniejsze jest to, że półekonomowie - manago 1 szczebla mają ambitne cele - przyjąć ileśtam osób, przy czym dla szeregowego Murzyna już chyba jest tak, że bardziej opłaca się położyć papiery i podać zaraz nowe.
Osobiście to zasugerowałbym półekonomom mniej ambitny cel - zatrzymać ewakuujących się, chociaż jak podwyżek nie ma to chyba tylko prochy pozostają.
Dla siebie to mam nadzieję, że moja cudowna binarka zostanie odesłana tam skąd przyszła - za Nysę, i tam GKDeveloperzy będą się nią bawili do upojenia, będą mogli robić co im się żywnie spodoba i wszyscy będą szczęśliwi, a ja do tego na urlopie - 15 dni to nie w kij dmuchał.

Etykiety: