2007-07-26

No, udało się. W ramach urlopu i przygotowania do nowej roboty musiałem zrobić badania, że jestem zdolny do wszystkiego.
Zadzwoniłem do ośrodka zdrowia, gdzie nowa korpo mnie skierowała, fajnie, blisko domu, umówiłem się na 8 rano.
Dziękujemy, badania będą w ośrodku kooperującym, po drugiej stronie miasta, do widzenia.
Eeee, mać, muszę wstać o 6 rano żeby tam dotrzeć, od samego tego wstania można być chorym, ale cóż.
Komórkę wpiąłem do ładowania, mam zwaloną i jak się ładuje, to nic innego nie robi, ale trzymam ją ze względu na moje fanaberie dotyczące klawiatury. Konsultacja z mapami w goglach, spoko, bez przesiadek spod domu, tyle dobrze.

Nadszedł dzień badania, zwlokłem się z wyra, prysznic, brak śniadania, bo badanie krwi (wiedziałem z wcześniejszych badań, jakoś przypadkiem nikt nie informuje), włączyłem komórę, 2 wiadomości na poczcie głosowej.
Niestety, nie na 8 tylko na 11, bo coś się popierdzieliło.
Rozebrałem się, poszedłem spać, wstałem, pojechałem, przychodnia jakoś działa od niecałych 2 miesięcy, chaos straszny, zrobiłem badania, dostałem papier że mogę.
No to mnie tknęło - badania na prawo jazdy, poprzednie się skończyło pięć lat temu, to jakoś tak można by było se nowe zrobić, na przeprowadzkę.
Myślałem o tym wcześniej i nawet zrobiłem wywiad: korpo medyczne suportowane przez Plantację, nazwijmy je L, śpiewało IIRC 160. Nowe korpo medyczne, nazwijmy je dla porządku M, zaśpiewało 170.
Przychodnia powiedziała 60, to ok, poniedziałek po południu, do widzenia.

W poniedziałek jak zwykle, po 12 włączyłem komórę, a co, mam urlop, ładowała się, bo bateria coś nietentego, i mam wiadomość na poczcie, że dzisiaj nie, bo pani doktór nie może, dodzwoniłem się, rejestracja na środę.
W środę poszedłem, drogę już znałem, załatwiłem, wyszło fajnie - stówa do przodu, i jedno kłucie w żyłę, bo OB z badań do pracy, tylko glukozę musiałem zrobić takim śmiesznym glukometrem, cukrzycy to jednak mają przewalone.

I nadszedł czas wyprawy po nowy dowód, bo optymistyczne wyliczenia, że dostaniemy mieszkanie szybko (znaczy się w tym roku) i podpiszę akt notarialny na starym dowodzie zostały nieoptymistycznie zweryfikowane, a sam dowód wziął i wypadł z okładki.
Poszedłem, wniosek szczęśliwie udało się ściągnąć z netu, wypełniłem i wydrukowałem (ciekawe czy automacikowi uda się zeskanować podpis).
Było śmiesznie - kasę na konto UM we Wrocku, natomiast mój dowód będzie robiony w moim rodzinnym mieście, bo tam miałem ostatnie stałe zameldowanie. Kul.
I dwa zdjęcia.
Zdjęcia to fajna rzecz - płytka z dwoma zdjęciami kosztowała mnie 6 pln. Płytka bez niczego kosztuje +- 1 pln, 2 zdjęcia po 2 mega chodzą za piątala, czyli mega za 1.25 złotego.
Strach pomyśleć, ile kosztowałaby przy takim przeliczniku płytka pełna: 700 * 1.25 = 875 zł, lepiej niż większość gierek, a DVD to aż boję się liczyć.

System robienia dowodu i prawka też powala - zrobić zdjęcie cyfrowe (bo szybciej i łatwiej dla fotografa i klienta), odbitki, potem odbitki do urzędu, potem zostanie zeskanowane i władowane na kartę. Bardzo inteligentnie, dzień dobry pixelozo na oprawkach okularów, gdy 3.5x4.5 cm zostanie zeskanowane do rozmiarów paznokcia.
No to zaniosłem papiery, wziąłem numerek, przeczekałem te 60 osób, nie wiem ile czasu, idę do okienka, a tam - nie, to nie tutaj, dowód zamiejscowy, pokój 255, bez kolejki, dziękuję. Dziękuję.
Poszedłem, załatwiłem, dostałem papier, że chcę nowy dowód, za półtora miesiąca. Za kilka miesięcy będzie nowy dowód, bo nowy adres.
Zastanawiam się, po jakiego damskiego chuja w dowodzie jest pierdolony adres zamieszkania?
Kiedyś była wojna całego świata z komunizmem i byliśmy po złej stronie, więc komunizmowi dowód, a raczej obowiązek meldunkowy był potrzebny żeby w razie czego albo delikwenta znaleźć, albo się było do czego przypierdolić - meldowanie się na pobyt czasowy dłuższy niż 2 dni to bezsens podobny do Święta Flagi Narodowej (widać tradycja robienia głupich rzeczy to cecha ogólna).
A teraz jest Wojna z Terroryzmem, więc Ojczyzna musi wiedzieć, gdzie są jej dziatki.
Dzisiaj poszedłem z papierem z badania na prawko, zdjęcie i tak dalej. Z tym tak dalej nie było fajnie - ściągnąłem wniosek z netu, ale próba drukowania wyszła niepomyślnie, bo wniosek ma być 1:1, żadne przeskalowywanie, ale moja drukarka takiego pola wydruku nie ma, ciekawe jakie drukarki mają, bo na stronie było, że niektóre laserowe też mogą tego nie wyrabiać.
Poszedłem, wypełniłem wniosek, zabuliłem, pani w okienku się zacięła na dowodzie i załącznikach - karteczce która mówi, że nie mieszkam tam, gdzie dowód twierdzi, że mieszkam (fajna rzecz do kontaktów z bankami), i drugiej karteczce która mówi,gdzie mieszkam rzeczywiście.
Bo karteczki to nie dokumenty, tylko zaświadczenia, ważne dwa miesiące - nigdzie na karteczkach tego nie ma napisanego, interesujące - nie mieszkam, 2 miesiące i co? Znowu zaczynam mieszkać?albo drugie zaświadczenie, które mówi gdzie mieszkam do końca roku jest ważne dwa miesiące licząc od roku wstecz.
A żeby być hardkorowym bezdomnym zgodnie z prawem to trzeba co 2 miechy brać zaświadczenie ze wszystkich miejsc stałego pobytu że się tam nie mieszka?
Największy problem był, że karteczka która mówiła gdzie mieszkam miała napisane, że mieszkam tam, gdzie karteczka która mówiła, że nie mieszkam mówiła, że nie mieszkam, a obie były starsze niż 2 miesiące.
Sytuację nieco ratował fakt, że karteczka od mieszkania została wyprodukowana w tym samym urzędzie miejskim, w którym składałem papiery na prawko, więc nieszczególnie było mnie jak spuścić po brzytwie, ale zostałem wysłany na przesłuchanie.
Poszedłem i na przesłuchaniu musiałem podpisać protokół, że nie mieszkam tam gdzie nie mieszkam (tak jak mówi karteczka że nie mieszkam) a mieszkam tam gdzie mieszkam (tak jam mówi karteczka która mówi, że mieszkam).
No po prostu miejsce zameldowania to jakaś zajebiście ważna część prawa jazdy.

A na koniec kupiłem se trzeciego Blacksada, będę musiał skonfrontować z poprzednimi, bo wydaje mi się nieco słabszy warsztatowo, ale i tak wypas.