2008-04-19

Wróciłem z wygnania, końcówka była dość mordercza, to nic nie pisałem.
W końcu wyszło, że to co żółci ode mnie chcą to tak nie do końca działa w ich bibliotekach i muszę porzeźbić. Spoko, można to robić i w Polsce.
Usiadłem i rzeźbiłem i po 14 godzinach zadziałało raz, co oznaczało, że będzie działać. Rzeźbiłem, bo miałem motywację - poznałem odpowiedź na jedyne potrzebne pytanie "A jak nie, to co?".
Przy śniadaniu usłyszałem, że nasi zajebiści azjatyccy sejlsi w końcu załatwili urządzonka, te których nie udawało się załatwić od paru miesięcy (było nas 7, mieliśmy 3 urządzonka i 2 ładowarki, zajebisty sprzęt na onsajt support).
To była ta dobra wiadomość, zła i ta wyrabiająca motywację była taka, że z powodu niedziałania, jak tylko się skończy impreza w Germanii mam bujać się znowu do Azji. Sugestie, że kierownik robi sobie jaja zostały bardzo szybko rozwiane, a mi motywacja wzrosła niepomiernie, bo mam podatki do zapłacenia (w sumie to jakieś waciki zwrotu, nie wiem jak to możliwe) oraz mieszkanie do kupienia, teraz już ostatecznie.
A najśmieszniejsze jest to, że w Azji tam gdzie miałem lecieć nie ma tej funkcjonalności która nie działała i którą miałbym robić. I miło się dowiedzieć, jak bardzo człowiek jest ceniony - 10 urządzonek, w tym 4 krapowate.
Jako miły akcent będzie o mBanku - próbowaliśmy płacić za hotel, nie udało się, wyszła teoria o limicie na kartach. Minutę po mojej nieudanej transakcji zadzwonił mi telefon i pani z banku powiedziała, że dzwoni w sprawie transakcji za granicą która się nie udała i co mogę zrobić jak mi zależy, żeby się jednak udała. Zajebisty czas reakcji i fajna organizacja :).

Etykiety: