2007-01-01

Nowy rok wylądował.
Fajnie było.
Awaria prądu na wybrzeżu 31 grudnia była interesująca, nad morzem było fajnie jak nie wiało, i jak wiało tez było fajnie.
Kot pijący wodę z kranu jest fajny, drugi kot wygrzebujący kocie chrupki z miski na podłogę i je zjadający jest fajny.

Śmiesznie było w nowym supermarkecie na L w Słupsku.
- Przepraszam, proszę oddać plecak do przechowalni.
Stąd wiemy, że supermarket jest nowy, w starym ochroniarze dowiedzieli się, co mogą.
- Nie. - Proszę oddać plecak do przechowalni, inaczej nie może pan wejść na sam.
Byłem już dobre 10 metrów w głębi sklepu, używamy otwarcia numer 1.
- Nie, Państwo nie biorą odpowiedzialności majątkowej za pozostawiony bagaż, więc go nie oddam do przechowalni.
Próba rozbicia otwarcia:
- Pani w przechowalni bierze odpowiedzialność. Jak napisałem - próba, nie ma szans.
- To znaczy ona mi podpisze, że plecak jest warty tyle a tyle? Wątpię.
Dobra, ochroniarz przegrał otwarcie, próbuje dalej, kontratak numer 1:
- Ale ja pana proszę, aby pan oddał plecak do przechowalni. - Ale ja odmawiam, co mi pan zrobi - będzie mnie szarpał, bił, wyrzuci mnie ze sklepu? Kawałek o biciu jest niezły, bo uświadamia mu, że ja wiem, że on wie, że on nie może mi zrobić nic. Mam ponad 180 cm i około 90 kilo wagi, więc jakby bardzo chciał robić nic, prawdopodobnie musiałby wołać kolegów. Już wie, że sam nie wyrobi, więc odwołuje się do Autorytetu (TM):
- Czy chce Pan porozmawiać z moim przełożonym?
- Oczywiście.
Tego się nie spodziewał, w końcu jako klient marketu powinienem popuszczać w gacie ze strach przed Panem Przełożonym Pana Ochroniarza. Odszedł kawałek - dziwne, zawsze odchodzą kawałek, jak muszą z kimś porozmawiać, nawet jak mają krótkofalówkę, pewnie żeby klient nie słyszał śmiechu albo zjebów, rozmawiał chwilę, albo udawał, i przeszedł do Ostatecznego Argumentu:
- No dobrze, może Pan wejść z plecakiem, ale przy wyjściu będzie Pan rewidowany.
- ... przez Policję.
Zdziwko, nie?, myślał, że się podkładam.
- Jeżeli Pan chce.
- Nie "ja chcę", tylko Pan nie może, wezwie Pan Policję i oni mnie zrewidują.
To było dość mordercze, podobnie jak wybuch śmiechu chwilę potem, ponieważ z kolegą właśnie rozmawialiśmy na temat panów ochroniarzy z takiego jednego sklepu z elektroniką na S, podobnie wyrywni byli.

Potem doba się skończyła i cytując znajomą: na ten Nowy Rok chujnia oraz mrok.
Petardy były tak tandetne, że nie udało mi się nawrzucać konkretnej ilości do metalowego pojemnika na odpady szklane.
Rano wracaliśmy do domu, znajomi podrzucili nas do Słupska, potem ponad 7 i pół godziny w PKP, z tego większość w towarzystwie przyszłości narodu - studentów pierwszego roku jakiegoś humanistycznego kierunku z Poznania, masakra, i wreszcie w domu.