2008-02-19

Miało być o korporate sekjuruty, i będzie.
Przy wejściu na teren korpo należy przejść przez poczekalnię, w której bierze się numerki jak na poczcie, ale dodatkowo bierze się papiery na wnoszone telefony, komputery i inny stuff, który ma się zamiar używać, i na tych papierkach należy wpisać numery seryjne owego sprzętu. Sprzęt którego nie ma zamiaru się używać zostanie władowany w nieprzeźroczyste worki i zaklejone naklejkami, które ulegają uszkodzeniu podczas rozklejania.
Po wpisaniu sprzętu należy pobrać swój numerek (albo przed, jeżeli była kolejka i się pomyślało), pójść do pani za ladą, dać jej paszport, poprosić o władowanie aparatu do wora, dać telefon do zaklejenia gniazda karty sim i obiektywu, dać komputer i resztę sprzętu wpisanego na kartkę do weryfikacji. Z paszportem dostajemy preprogramowaną kartę identyfikacyjną.
Przechodzimy przez bramkę wykrywacza metali, piszczy, i co z tego, idziemy do budynku.
W budynku (albo po drodze) dzwonimy do kooperanta z którym będziemy współpracować, aby po nas zjechał windą (drobne 12 pięter), czekamy, dajemy mu identyfikatory, następny komplet pań za ladą programuje je jakoś bardziej konkretnie, wjeżdżamy windą na 12 piętro o numerze 14 (13 nie ma by default, 4go też nie, bo po krzaczastemu brzmi podobnie do 'śmierć'), i już możemy pracować.
Trzeba jeszcze tylko odebrać od pracownika aprowizacyjnego kartkę, na którą zostaną przepisane numery seryjne wtarganego sprzętu, widać raz zapisane to mało.
Po 8 godzinach trzeba w sumie wyjść, bierzemy cały sprzęt, ustawiamy się w parach, kooperant prowadzi nas do panów ochroniarzy.
Pan ochroniarz sprawdza numer seryjny sprzętu, laptopa zakleja magiczną naklejką która się zmienia po odklejeniu, telefoniki ładuje w woreczki, bagaż przejeżdża przez prześwietlacz, jak na lotnisku, na ekranie widać go jakby był narysowany kredkami świecowymi. Samemu wychodzi się przez bramkę, a ochroniarzowi wyświetla się kto wyszedł (jakoś nieszczególnie weryfikuje wychodzącego z twarzą na monitorze, ale może to zrobić jakby miał ochotę). Jak mu się nie podoba rysunek bagażu, to każe go wybebeszyć.
Odbieramy komputery i idziemy won, do bramy, nie ma po co chować komputerów, bo i tak na bramce będzie ten sam cyrk - sprawdzanie numerów seryjnych względem papieru, sprawdzanie bagażu w wykrywaczu i bramka wykrywacza metali - monety, klucze i te sprawy, ale już jesteśmy na zewnątrz i do następnego dnia.
Kul, nie? Bo jak ktoś się uprze, to i tak wytransferuje dane których potrzebuje. A, i jeszcze szerokokątne kamery w windach, na korytarzach i w biurach. Jakby tamtejsi developerzy mieli jakieś alternatywy, albo oberkorpo zatrudniające w jednym budynku porównywalną liczbę programistów co w całym Wrocku, albo nic.

Etykiety: